W dniach 28 – 30 maja klasa 2HUM wraz z gimnazjalistami z klas II GB i III GA pod opieką profesorek – Sławomiry Dziewięckiej, Moniki Karlik i Anny Żelechowskiej oraz pilota – przewodnika Jana Jakubiaka reprezentującego BP „Index” miała okazję zwiedzić stolicę Węgier – Budapeszt. Wycieczka rozpoczęła się już o 4 rano, jednak nie narzekaliśmy na konieczność opuszczenia swoich łóżek o tak wczesnej porze, bo byliśmy podekscytowani możliwością zwiedzenia tak pięknego miasta.
Na miejsce dotarliśmy około południa i od razu udaliśmy się na krótki spacer. Zobaczyliśmy zamek, znajdujący się w parku miejskim Városliget. Budynek jest kopią części pewnego rumuńskiego zamku, łączy też różne style architektoniczne – gotyku, renesansu i baroku. Tworzy jednak spójną całość, jest trochę tajemniczy i mroczny. Budynki znajdujące się wokół niego również są kopiami zabytków, wybudowanych w różnych częściach świata. Obecnie w zamku ma swoją siedzibę muzeum rolnictwa.
Z zamku przeszliśmy pod termy, znajdujące się w tym samym parku. W łaźniach znajdują się zarówno baseny odkryte, jak i zamknięte, więc kąpieli można zażywać przez cały rok. Niedaleko term znajduje się jedno z najważniejszych miejsc w Budapeszcie, czyli Plac Bohaterów (Hősök tere). Na środku placu znajduje się Pomnik Tysiąclecia – wysoki cokół z archaniołem Gabrielem na szczycie, otoczony na dole przez posągi księcia Arpada i jego wodzów. Pomnik otacza półkolista kolumnada, przedstawiająca ważne postacie z węgierskiej historii (w tym Ludwika I, znanego w Polsce jako Ludwik Węgierski).
Po obejrzeniu placu i krótkiej sesji zdjęciowej przejechaliśmy na Wyspę Małgorzaty. Miejsce to zawdzięcza swoją nazwę córce króla Beli IV, świętej Małgorzacie, która przez większość swojego życia przebywała właśnie na tej wyspie, w klasztorze dominikanek. Obecnie znajdują się tam ruiny tegoż klasztoru, a także ruiny kościoła Franciszkanów, rekonstrukcja kościoła świętego Michała z XV – wiecznym dzwonem i ogrody tematyczne.
Po krótkim spacerze na terenie wyspy przyszedł czas na zobaczenie tego, co spragnionych dobrego jedzenia i kolorowych pamiątek turystów bardzo interesuje – czyli Hali Vásárcsarnok, znajdującej się nieopodal Mostu Wolności. Mogliśmy tam spróbować tradycyjnych węgierskich przysmaków (np. langosza), a także kupić pamiątki i węgierskie słodycze. Z nieco lżejszymi portfelami pojechaliśmy na górę Gellerta – miejsce doskonałe do obserwowania niesamowitego miejskiego krajobrazu i zrobienia ciekawych zdjęć. Na szczycie góry znajdują się Cytadela i Statua Wolności, które zostały wzniesione w celu upamiętnienia ludzi walczących o wolność Węgier.
Gdy zeszliśmy z góry, pojechaliśmy do naszego hotelu, aby coś zjeść i zaaklimatyzować się w naszych pokojach. Jednak to nie był koniec atrakcji na ten dzień. Wieczorem poszliśmy na krótki spacer w okolice Dunaju, niedaleko Mostu Rakoczego, aby zobaczyć nocny krajobraz. Weszliśmy na niewielką wieżę zbudowaną jako mini replika Wieży Babel i stamtąd mieliśmy doskonały widok na oddany do użytku w 2002 roku nowoczesny budynek Teatru Narodowego, czyli najważniejszego teatru węgierskiego. Zaraz obok znajduje się Pałac Sztuk, który zrobił na nas wrażenie przede wszystkim dzięki różnokolorowemu podświetleniu całego nowoczesnego budynku. Znajdują się w nim Sala Koncertowa, Teatr Festiwalowy i Muzeum Sztuki Współczesnej (czyli to, co najlepiej widzieliśmy z wieży). Nocny spacer był świetnym ukoronowaniem dnia pełnego wrażeń.
Budapeszt – dzień drugi
Drugi dzień naszego wyjazdu rozpoczęliśmy od śniadania w hotelowej jadalni. Niedługo potem, wyruszyliśmy na przejazd autokarem po mieście, aby podziwiać bogatą i różnorodną architekturę węgierskiej stolicy. Pierwszym z naszych przystanków był spacer po Wzgórzu Zamkowym. Skoro Wzgórze Zamkowe, to oczywiście był i zamek królewski, ale jeśli ktoś spodziewa się zwiedzać komnaty, sale balowe, sypialnie króla, buduar królowej to głęboko się rozczaruje. Pierwszy zamek, owszem zbudowano w XIII w. ale w czasie kolejnych wojen i najazdów wielokrotnie był on niszczony, a potem odbudowywany i dzisiejszy budynek odtworzono po zniszczeniach II wojny światowej bez rekonstrukcji sal wykorzystywanych przez rodzinę królewską. Teraz w zamku mieści się Muzeum Historii Budapesztu i Węgierska Galeria Narodowa.
Potem podziwialiśmy monumentalną konstrukcję Kościoła Koronacyjnego króla Macieja pw. NMP. Jak wszystkie budowle na Wzgórzu Zamkowym kościół również został wzniesiony w XIII wieku, ale dzisiejszy budynek, jak większość węgierskich zabytków pochodzi z XIX w. W pamięci utkwił nam jego dach z kolorowych dachówek wykonany na wzór katedry św. Szczepana w Wiedniu. Na Wzgórzu obejrzeliśmy jeszcze fontannę Macieja przedstawiającą scenę polowania króla Macieja Korwina, a potem Basztę Rybacką, z której tarasów podziwialiśmy panoramę miasta.
Następnie pospieszyliśmy zobaczyć odprawę warty przed Zamkiem Królewskim. Na Wzgórzu Zamkowym oprócz budynków historycznych i zabytkowych znajduje się także Pałac, który jest siedzibą aktualnego prezydenta Węgier i właśnie tam, na Placu św. Grzegorza przylegającym do Zamku Królewskiego i Pałacu Prezydenckiego codziennie o godz. 12.00 odbywa się uroczysta odprawa wart. Ceremonia trwa ok. 10 minut i jest popisem stojącym na pograniczu musztry i baletu. Precyzja i niezwykły kunszt wykonania układu choreograficznego zachwyca wszystkich zgromadzonych licznie turystów. Niebawem opuściliśmy Wzgórze Zamkowe i po kilkunastominutowym spacerze dotarliśmy na Vaci Utca, reprezentacyjny deptak Budapesztu. Z tej części miasta udaliśmy się prosto do Bazyliki św. Stefana, największej budapesztańskiej świątyni. Rzadko który kościół wywołuje u wszystkich zwiedzających tak zgodny zachwyt. Wspaniała jest zarówno bryła, jak i doskonale jednolite stylistycznie, przebogate wnętrze. Spośród elementów bogatego wystroju zapamiętaliśmy rzeźbę św. Gerarda mieszczącą się w przedsionku świątyni, kopułę z mozaiką przedstawiającą Boga Ojca oraz wzbudzającą mimo wszystko mieszane uczucia zamkniętą w relikwiarzu zmumifikowaną rękę św. Stefana.
Następnym punktem naszego programu było wejście do węgierskiego Parlamentu, który jest niewątpliwie symbolem Budapesztu, a w dodatku jednym z największych budynków parlamentu na świecie. Wielu naszych uczniów, którzy odwiedzili wcześniej Londyn natychmiast dostrzegło podobieństwo między budynkiem parlamentu w Budapeszcie i parlamentu londyńskiego (tyle, że ten budapesztański jest większy). Korytarze, klatki schodowe, sale obrad, kopuły, witraże, złocenia, marmury – wszystko jest imponujące i nie popsuły nam humoru problemy techniczne ze słuchawkami i wiadomość, że do wystroju parlamentu zużyto „tylko” 40 kg złota, a marmury w wielu miejscach to imitacja. Największe wrażenie zrobiła na nas oczywiście „sala pod kopułą”, która dawniej była salą obrad węgierskiej izby wyższej, a po jej likwidacji przeznaczona jest dla zwiedzających.
Po wizycie w Parlamencie i szybkich zakupach, pojechaliśmy do hotelu na obiadokolację, na którą zaserwowano nam węgierskie tradycyjne danie – gulasz wołowy i chaluszki (drobne kluseczki z lanego ciasta). Gulasz był po węgiersku ostry, ale nasze polskie podniebienia były w stanie przyjąć taką ilość przypraw, więc wszystkim obiad smakował. Późnym wieczorem dotarliśmy nad Dunaj, gdzie odbył się godzinny rejs, podczas którego mogliśmy podziwiać wcześniej poznane części miasta nocą. Widowiskowo oświetlony gmach parlamentu, Wzgórze Gellerta, Wzgórze Zamkowe, kościoły, kolejno mijane przez nasz statek mosty i wyspy na Dunaju zachwycały wszystkich ponownie.
Wszystkich przytoczonych tu mądrości dowiedzieliśmy się od naszego przewodnika, który wiedział wszystko nie tylko na temat zwiedzanych obiektów, ale i jak w miejscu gdzie obowiązuje zakaz skrętu w prawo bez łamania przepisów wykonać taki manewr, jak najkrótszą drogą dotrzeć z miejsca A do miejsca B, w której budce są najlepsze lody, a w której najlepsze langosze. Nie denerwował się kiedy piąta osoba z rzędu zapytała – kiedy będzie postój i co tu dużo mówić – uprzedzając nasze pytania wskazywał najbliższą toaletę. Pamiętał też o chłopcach z II GB, którzy koniecznie chcieli wysłać do swojej wychowawczyni pocztówkę, no i najważniejsze umiał się dogadać po węgiersku i w hotelu i w sklepach. Wytłumaczył nam na przykład dlaczego nazwy węgierskiego miasta Szeged nie należy wymawiać przez „sz” tylko „si”. Otóż jeśli powiemy „Szeged” dla Węgra będzie to dosłownie rzecz biorąc tylna część ciała. Tak jak słynne „na zdrowie” – mówimy nie egeszegedre tylko egeszigedre. Pod koniec wycieczki wszyscy planowali kolejny wyjazd, oczywiście z Panem Jankiem.
Budapeszt, Szentendre i Esztergom – dzień trzeci
Trzeci, ostatni dzień naszej wycieczki rozpoczęliśmy tradycyjnie śniadaniem, po którym pożegnaliśmy budapesztański hotel Rilla (hotel mieścił się w centrum Budapesztu) i opuściliśmy stolicę Węgier, udając się na północ w kierunku urokliwego węgierskiego miasteczka Szentendre. Zarówno wśród Węgrów, jak i wśród zagranicznych turystów miasteczko to nazywane jest najbardziej śródziemnomorskim miasteczkiem w Europie Środkowej, zaś niektórzy idą dalej i twierdzą, że to po prostu najpiękniejsze miasteczko tej części Europy. Swój urok zawdzięcza to miejsce Serbom, którzy się tu przed wiekami osiedlili i nadali architekturze oraz rozwiązaniom, nazwijmy je urbanistycznym, śródziemnomorski charakter. Są więc wąskie, kręte uliczki, czerwone i pomarańczowe dachówki, piaskowe i żółte elewacje, mnóstwo zieleni i zaułków, wszechobecne schodki, kawiarenki i knajpki, no i Dunaj, tak w tym miejscu szeroki, że przypomina morską zatokę. Dziwić się więc nie należy, że wybrali to miejsce na swój dom i miejsce pracy artyści, głównie malarze. Od XIX wieku tworzyło w Szentendre wielu znakomitych węgierskich twórców i mieszka ich tam do dzisiaj kilkuset.
Obowiązkowym punktem na szlaku wszystkich zagranicznych wycieczek jest w Szentendre Muzeum Marcepanu, które i my odwiedziliśmy. Obejrzeliśmy w nim księżnę Dianę i Michaela Jacksona z marcepanu oraz różne postacie, rozpoczynając od węgierskich królów, a skończywszy na postaciach z bajek. Na zakończenie odwiedziliśmy sklepik i zrobiliśmy obowiązkowe w tym miejscu zakupy. Potem jeszcze spacer bulwarami nad Dunajem i ostatnie zachwycone spojrzenia na śródziemnomorski krajobraz i … do autokaru.
Ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy na Węgrzech był Esztergom, czyli Ostrzyhom. Miejsce gdzie Gejza II w 972 roku przyjął chrzest, a Stefan I Wielki w 1001 r. ustanowił arcybiskupstwo i koronował się. Można więc śmiało powiedzieć, że to takie węgierskie Gniezno. Najpierw odwiedziliśmy wspaniałą bazylikę, jak wszystkie zabytki w tym kraju zbudowaną na miejscu świątyni z XII w. w wieku XIX. Bazylika imponuje rozmiarami, monumentalizmem, jednolitą stylistyka utrzymaną w stylu klasycystycznym. Ze wzgórza obejrzeliśmy częściowo odrestaurowany Zamek Arpadów, potem krótki spacer malowniczymi uliczkami i … do autokaru. Przejechaliśmy most na Dunaju i już byliśmy na Słowacji, a dokładnie w miejscowości Szturowo, czyli … Parkany. Te same, Parkany pod którymi rozegrała się słynna bitwa w październiku 1683 r. wieńcząca zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, a dziś przypomina o tym wydarzeniu pomnik Jana III dumnie stojący w miejscu bitwy.
I znów przez Słowację, przez przejście graniczne w Korbielowie wracaliśmy do Polski i do Sosnowca.
Zobaczyliśmy w czasie tych trzech dni bardzo dużo, dowiedzieliśmy się mnóstwo informacji na temat naszego tradycyjnego sojusznika, poznaliśmy zarówno wiele ciekawostek, jak i „szkolnych” informacji (to wszystko za sprawą nieocenionego pana Janka przewodnika). Przekonaliśmy się, że to prawda, że podróże kształcą. Jednego tylko nie nauczyliśmy się ni w ząb, nie nauczyliśmy się węgierskiego, języka który (poza bardzo nielicznymi wyjątkami) nie kojarzy się z niczym …
Serdecznie zapraszamy do przeglądania galerii z wydarzenia.
© IV LO z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Stanisława Staszica