Bliżej końca XX wieku filozof ponowoczesności Jean-François Lyotard zaczepnie skondensował myśl: „A zatem w następnym stuleciu nie będzie już książek. Czytanie jest zbyt długotrwałe, gdy sukcesem jest oszczędzenie czasu.”
Książki są i jednocześnie już ich nie ma zbyt wiele… Nie ma w tym sensie, że na rzecz przekazu elektronicznego zatracają materialny byt, w związku z którym od czasów średniowiecznych manuskryptów mawiano: czytać od deski do deski.
Czytać – tak naprawdę – należy niespiesznie, uważnie, sensualnie, „da capo”, co składa się na wielowymiarowy proces. Stanowiło i stanowi to atrybut luksusu egzystencji, bo nie każdy może sobie na tak pojmowaną lekturę pozwolić. Rzeczywiście, nasze wspaniałe czasy (po huxley’owsku nazywając), odznaczają się pośpiechem, mimo ogromnej ilości ułatwiaczy życia, jakich nigdy wcześniej ludzkość nie znała. Cóż stąd – na progu XXI wieku dominują zagonieni, zadyszani i coraz bardziej rozkojarzeni ludzie, bombardowani mnogością bodźców, których ilość, niestety, nie przechodzi w jakość.
Człowiek jest tym, co czyta i ważny jest krytyczny namysł nad czytaniem. Dla człowieka mówiącego (nie pomylić mówienia z paplaniną) czytanie staje się sposobem bycia i życia.
A może najpierw „wczytuje się” coś w tekst, aby potem to z niego „wyczytać”? Czytanie to też forma kontestacji przeciw wtórnej kulturze obrazkowej (cywilizacja zatoczyła koło do fazy sprzed alfabetu?), to domaganie się kultury, która umożliwia dojrzenie komplikacji świata i ludzkiej egzystencji. Podobno istnieje tylko to, co nazwane, a więc i to, co jest czytane.
Literaturoznawca Krzysztof Lindstedt, zgłębiając problem zauważył: „(…) warto czytać dużo książek, ponieważ czytanie umożliwia rozumienie życiowych doświadczeń, ich jak gdyby tekstualizację. Ważniejsza wydaje się (…) zachęta do tego, aby zapytać o kwestie bardziej podstawowe. Na przykład: co to znaczy czytać? A ponadto: jeśli człowiek jest tym, co czyta, czym jest to, co czyta? (…) Czy to przede wszystkim książki się czyta? A jeśli nawet, czym w ogóle są książki? (…) Książką jest nieukończona „Księga” S. Mallarmégo, dzieło obliczone na to, aby wyrazić, a w innym sensie, zamknąć świat w tekście, ale jest nią także czytadło kupione w supermarkecie, które ma termin ważności: jeden weekend. Książki pisali zarówno dyktatorzy, jak i dysydenci. W historii ludzkości były niszczone i wielbione – nierzadko te same, ale w różnych kontekstach. Były równocześnie nośnikami pamięci i sposobami na zapomnienie.”
Dla badaczki Magdaleny Rembowskiej-Płuciennik humanista to „czytający inaczej” (z całą wielopiętrowością dowcipu sformułowania): „Interpretacja wydłuża czas lektury i wplata weń czytanie tekstów korespondujących. Czytanie dla przyjemności nierzadko lekturę przyspiesza – by zaspokoić głód informacji o bohaterach, głód fabuły i akcji, by wyciszyć emocje wywoływane w trakcie czytania. Te dwa nastawienia czytelnicze cechuje do pewnego stopnia przeciwny wektor etyczny: interpretacja narzuca potrzebę podejrzliwości i zdystansowania wobec swego przedmiotu, immersja wymaga pogrążenia w świecie kreowanym w tekście literackim.”
Olga Tokarczuk mówiła w 2022 roku podczas Festiwalu Góry Literatury, który powstał z jej inicjatywy w 2015 roku: „Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać (…) Żeby czytać książki, trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą (…) Nie wierzę, że przyjdzie taki czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis. (…) Uważam, że moi czytelnicy są do mnie podobni, piszę do swoich krajanów.”
Profesor dr hab. Michał Paweł Markowski, przyznając nieskrępowaną wolność czytającemu, uznaje, iż: „interpretacja jest zbiorczą nazwą wszystkich sposobów lektury, zarówno tych najbardziej profesjonalnych, jak i tych najbardziej amatorskich”, jednak prawo do zupełnie swobodnej lektury, czyli „użytkowania literatury” przyznaje czytelnikom profesjonalnym, bo celem jest interpretacja, a kimś w ten sposób świadomie czytającym – profesjonalista, a nie tylko amator – miłośnik lektur.
Pół wieku temu w książce „Doskonała próżnia. Wielkość urojona” – eseju literackim, zawierającym wstępy do nieistniejących książek i pierwszy wykład fikcyjnego, inteligentnego, autonomicznego superkomputera Golem XIV – Stanisław Lem stwierdził, że: „książką można czytelnikowi głowę, owszem, przemeblować o tyle, o ile jakieś meble już w niej przed lekturą stały.”
Natomiast dwudziestowieczny filozof i pisarz Roland Barthes konstatuje: „Gdy się poruszam po ulicy – lub po życiu – i napotykam przedmioty, stosuję wobec nich wszystkich, z potrzeby, z której sobie nie zdaję sprawy, tę samą czynność, stanowiącą czynność pewnej lektury: człowiek nowoczesny, człowiek z wielkich miast spędza swój czas na czytaniu.”
Czytanie w szerszej perspektywie jest więc postrzeganiem i odbiorem rzeczywistości, lekturą świata, jego molekuł i tego, co w istnieniu transcendentne, a czego dotykają religie, filozofie i sztuka.
Fascynujące są lektury pisarzy, szczególnie, gdy czytają teksty niewerbalne – doświadczając czegoś, co wymyka się słowom i rodzi problem: jak wyrazić niewyrażalne?…
Tak się dzieje na przykład, gdy artysta słowa czyta malarstwo, budując poetycką ekfrazę…
Tadeusz Różewicz „NARCISE”
Młodzieniec pochylony nad czarnym
lustrem wody
wpatruje się w leżącą tam twarz
umarłego swoją
twarz z zamkniętymi oczami profil na tle
srebrniejącej sukni usta rozchylone
niknąca czerwień
na wargach cień
w oczodole
samotność odcięcie od świata
ograniczenie się do swego odbicia
przeczucie współczesnego człowieka (z tomu „Przerwany egzamin”, 2003)
Jacek Kaczmarski „Krzyk (wg obrazu E. Muncha)”
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze?
Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze?
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem?
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój bieg
Jak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
A! Zatykam uszy swe!
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie?
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi!
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję,
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje!
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A czy ktoś zrozumie to?!
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
A! Czy ktoś zrozumie to?!
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte piąte dno!
Mówicie o mnie, że szalona, że szalona!
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas!
I swoim krzykiem przez powietrze drążę drogę,
Po której wszyscy inni iść w milczeniu mogą…
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Ktoś chwyta, woła – stój!
Lecz wiem, że już nadchodzi czas
Gdy będzie musiał każdy z was
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój!!! [z autorskiego programu „Krzyk”, 1978]
Barbara Strączek – nauczycielka języka polskiego, spoglądająca w pracowni polonistycznej na
© IV LO z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Stanisława Staszica